sobota, 9 stycznia 2016

Od ziarenka do kwiatu, czyli pamiętnik rodzica



 Kiedy na świecie pojawia się pierwsze dziecko,
my - rodzice zazwyczaj jesteśmy tak podekscytowani 
i tak bardzo na nim skoncentrowani,
że nosimy w sobie absolutnie absolutne ;) przekonanie,
że zawsze będziemy wszystko pamiętać.
Tymczasem dzieci rosną - pierwsze obrócenie się na brzuszek, pierwsze samodzielne siedzenie,
pierwszy ząbek, pierwszy krok, pierwszy guz, pierwsze słowo, pierwsze zdanie, 
pierwsze śmieszne zdanie...drugie śmieszne zdanie, trzecie...
i szóste...które wypiera z pamięci pierwsze...
I po kilku latach okazuje się, że nasza pamięć jak durszlak...
Coś tam zostało, ale niewiele, do tego zdekompletowane i przemieszane.
A jeśli jeszcze pojawi się później drugie dziecko...
Ile to razy w rozmowach z rodzicami trochę starszych dzieci padało pytanie,
które to z ich pociech zrobiło/powiedziało to, czy tamto...
Ba, moja własna mama nierzadko również się zastanawiała,
czy to ja, czy mój brat...a jeśli brat, to który...
Wtedy nie mogłam zrozumieć, jak można nie pamiętać 
takich ważnych rzeczy???
 Dziś, jako matka już rozumiem...niestety...:)


I właśnie jako lekarstwo na niedoskonałą pamięć
powstał "pamiętnik rodzica" :)
Miał być (i z tego co wiem był ;) 
prezentem choinkowym dla mamy pewnego Miłosza
od jej szwagierki.
Oprócz zapisków dotyczącym najważniejszych, najciekawszych czy najśmieszniejszych
wydarzeń z życia pana Miłosza :)
być może będzie musiał pomieścić jego zdjęcia, 
albo ślad odbitej lub odrysowanej rączki,
a może nawet rysunki jego autorstwa...




Wytyczną właściwie miałam tylko jedną -
żeby pojawiło się gdzieś imię dziecka.
Z rozmowy telefonicznej uzyskałam też informację,
że mama Miłosza lubi kwiaty.

Z kilku propozycji jakie wysłałam 
od razu i bez wahania został wskazany haft
przedstawiający poszczególne etapy rozwoju...jakiegoś kwiatka ;)
Zrobiłam go już jakiś czas temu -
jako metafora dorastania miał ozdobić okładkę kopertownika
(pokazywałam go tutaj).
Ponieważ jednak, jako zbyt surowy w swojej estetyce,
nie wygrał wówczas przetargu :) 
leżał sobie spokojnie w szufladzie, czekając na swój czas.
I oto on nastąpił :)

Niestety, ponieważ haft był przygotowywany na mniejszy wymiar okładki
nie dało się nim obić w całości pamiętnika w rozmiarze zeszytowym.
Trzeba było kombinować.
I tak, nad rosnącym kwiatem pojawiły się błękitne chmury,
a nad nimi ciemnoniebieskie niebo.
Ponieważ jednak pustka nieba wydawała mi się tu zbyt przygnębiająca
zaświeciło na nim...słońce van Gogha :)
 






















Po krótkim namyśle imię zostało umieszczone na grzbiecie -
przynajmniej, stojąc kiedys na półce, nikomu nie pomyli się
z zeszytem do fizyki, czy języka rosyjskiego :)









A jako równowaga dla słońca - księżyc.
A na nim Dzwoneczek z Piotrusia Pana ;)








...(czyli znów zakładka odwrotnie, niż zazwyczaj - 
a więc z dołu do góry:)











Wklejki, oczywiście kwiatowe:)


 























Mam nadzieję, że pamiętnik zapełni się do ostatniej strony
samymi sympatycznymi wpisami
i że kiedyś Pan Miłosz :)
doceni pomysł i zaangażowanie swojej cioci i pracę mamy,
dzięki którym będzie się mógł o sobie wiele dowiedzieć,
a przy tym powzruszać się i pośmiać.








.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz