niedziela, 3 stycznia 2016

I ty możesz zostać Świętym Mikołajem 4/4




 Nie do końca wiem, jak to się stało :)
ale w tym roku grudzień wyjątkowo często podsyłał mi okazje
do zakładania czapki Świętego Mikołaja.
Były prezenty dla dzieciaków z oddziału onkologicznego, 
była wygrana w konkursie, którą przeznaczyliśmy*
dla hospicjum dziecięcego,
i była (a właściwie nadal jest) "sprawa Filipka".
Filip jest bratem koleżanki z klasy mojej córki,
który niedawno rozpoczął swoją wędrówkę po tym świecie.
 I rozpoczął ją wielkim cierpieniem -
 zostało mu usunięte praktycznie całe jelito cienkie, ma wyprowadzoną stomię
i jest odżywiany tylko i wyłącznie pozajelitowo.
Najbardziej optymistyczna (!) wersja jest taka,
 że być może kiedyś uda się doprowadzić do stanu,
że Filip będzie mógł chociaż częściowo być odżywiany "normalnie",
czyli będzie mógł kiedyś poczuć smak jedzenia.

Niewyobrażalna tragedia.

My - rodzice mamy nasze klasowe forum internetowe,
na którym wymieniamy się informacjami, prowadzimy dyskusje
 ( kilka razy zdarzyły się nawet ostre kłótnie).
Na tym właśnie forum mama Filipa opisała cała sprawę
i poprosiła o pomoc finansową (Filip ma założone subkonto w Caritasie).
Odezwało się... 6 osób...
6 osób z 23...
Rozumiem, że nie każdy może sobie pozwolić
na pomoc finansową innym. 
 Rzuciłam więc na forum hasło zorganizowania kiermaszu (lub czegoś na kształt)
w szkole i zebrania w ten sposób chociaż części pieniędzy na leczenie Filipa.
Chęć przyłączenia się do przedsięwzięcia zadeklarowały dwie osoby.
Rozumiem, że większość ludzi jest dziś zabiegana,
ale jeśli taka tragedia nie jest nas w stanie choć na chwilę zatrzymać,
skłonić do refleksji i choćby do napisania dobrego słowa,
to co?....

Rozumiem, że w czasach internetu można być już nieco znieczulonym
na prośby o pomoc finansową dla obcych osób.
My jednak znamy się już drugi rok (niektórzy nawet dłużej - jeszcze z przedszkola),
spotykamy na zebraniach, na korytarzach, w szatni, przed szkołą,
na placu zabaw, na imprezach urodzinowych, przed salą baletową, w szkole karate...
Nasze dzieci spędzają ze sobą codziennie nierzadko więcej czasu,
niż potem z nami  w domu.
 Napisać te kilka ciepłych słów, żeby dać rodzinie Filipa poczuć,
że nie są sami, że nie jesteśmy obojętni na ich tragedię
to naprawdę tak wiele?

Mówią, że dobre słowo nic nie kosztuje,
a tak wiele jest warte...
Czy kiedy będę na ulicy mijać dziecko, które właśnie potrącił samochód,
albo które płacze, albo po prostu siedzi smutne/zmartwione/przerażone
mam przejść obok bez słowa (bo przecież spieszę się do pracy/fryzjera/kosmetyczki)?
Mam nie pomóc, nie zadzwonić po karetkę/rodziców/dziadków,
nie zapytać co się stało, nie porozmawiać, nie pocieszyć?
Czy na pewno chcemy żyć w takim świecie,
gdzie każdy sobie...i tylko sobie?

Ponieważ większość rodziców z naszej klasy naprawdę lubię
chcę wierzyć, że są jakieś ważne powody,
dla których każdy kto nie zareagował nie zareagował :)

Całe szczęście spośród naszych "prywatnych" znajomych
odezwała się garstka :) ludzi ciepłego serca.
I to dzięki WAM mogę wychodzić na ulicę i wciąż uśmiechać się do ludzi :)






* Marta i Magda, bez Was by się nie udało! 
A już na pewno sprzętów byłoby dużo mniej :)









A teraz do rzeczy ;)
a konkretnie do ostatniego z "charytatywnych" ;) pamiętników.

 Dziewczęcy, kwiatowy, z lawendową i różową wstążką na okładce...


 







...cekinowym kwiatkiem (tak się akurat złożyło, że znalazłam w domu 
identyczny w kształcie i kolorze jak ten na tkaninie) na grzbiecie.










...delikatnie niebieskimi kartkami...


















...wklejkami w kolorze brudnego różu 
z jaśniejącymi, w zależności od kąta padania światła, różami...










...oraz słonikiem na szczęście! :)
















.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz