wtorek, 22 lipca 2014

23 Alicje z Krainy Czarów :)





 Mówią, że jak żabę wrzucić do wody i powoli podgrzewać,
to się ugotuje i nawet nie zauważy :)
I tak właśnie było ostatnio ze mną.
Zgodziłam się uszyć stroje dla dziewczynek z grupy baletowej mojej córki.
Miały to być proste spódniczki i zwykłe fartuszki.
W tamtym roku grupa liczyła około 12 osób więc stwierdziłam,
biorąc pod uwagę powyższe dane, że dam radę
(a co najważniejsze, że zdążę!).

I potem zaczęły się schody.
Okazało się najpierw, że spódniczki mają być z koła
(kto próbował wyciąć koło ze śliskiego materiału, ten wie ;)),
 potem, że nie mają być wszystkie w tym samym (ewentualnie w dwóch) rozmiarach,
ale aż w jedenastu(!),
następnie wyszło, że fartuszki mają się składać nie tylko z paseczka i przyszytego prostąkąta,
ale mają mieć również górę z zawiązywaniem na szyi,
a na koniec jeszcze (o zgrozo!), że grupa liczy nie 10 czy 11 dziewczynek, ale aż 23!

Cóż było robić?
Wycofać się, kiedy już się zadeklarowałam? Nie, to nie byłoby w moim stylu.
Pozostawało więc zacisnąć zęby i szyć po nocach.


























































Uharowałam się przy nich niesamowicie.
Co ja się napomstowałam i naklęłam ;P to moje!
Kiedy kończyłam szyć marzyłam już o tym, żeby zamknąć maszynę w szafie 
przynajmniej na kilka miesięcy.
I zamknęłam. Odetchnęłam z ulgą,
po czym... zaczęłam krążyć coraz to bliżej i bliżej pudeł z tkaninami
zastawiając się, co by tu teraz uszyć :P


piątek, 11 lipca 2014

Słodkich snów, czyli kołderka z poduszką




Absolutnie zakochana w swoim bratanku moja koleżanka
szukała pomysłu na prezent dla niego, z okazji zbliżających się pierwszych urodzin.
Prezent musiał, po prostu MUSIAŁ być NAJ :)
I tak się jakoś zgadałyśmy, że można by coś uszyć -
tak, żeby to nie był po prostu Świetny Prezent,
ale Świetny Prezent Specjalnie dla Niego.
Ustaliłyśmy, że będzie to super mięciutka i puszysta kołderka - 
z jednaj strony aksamitny minky, z drugiej - najlepszej jakości bawełna.
Do tego przytulaśna poduszeczka - już z samego minky.
Pozostało już tylko wybrać kolory i wzory...
I tu się zaczęło...
Bo jak koleżance podesłałam linki do sklepów internetowych
z tkaninami, to...przepadła :P
Ekscytacja była niesamowita!
I sama nie wiem, czym by się to skończyło, gdyby koleżanka
nie zrobiła dyskretnego wywiadu, co do preferowanych
przez mamę Jubilata wzorów i kolorów (a że rodzina akurat była
na etapie przeprowadzki do nowego mieszkania i urządzania pokoju syna...).
Okazało się, że na ścianie nowego pokoju młodzieniec będzie miał namalowaną...
żyrafę!
Kiedy zobaczyłam, jakie tkaniny wybrała wobec tego koleżanka,
uśmiałam się od ucha do ucha,
bo to były dokładnie te same, z których ja uszyłam narzutę/kocyk
prezentowany tutaj
Cóż, widocznie obie mamy taki sam wyśmienity gust :P










 Tkaniny, co prawda są takie same, jednak tym razem nie szyłam
kocyka/narzuty, ale super miękką i puszystą kołderkę.
Dlatego do środka dałam mięsistą ocieplinę (i - o ile dobrze pamiętam - były to dwie warstwy) i już nic nie pikowałam.








 Poduszka powstała z samego minky i z 6, czy 8 (nie pamiętam już dokładnie)
warstw ociepliny.









Prezent podobno bardzo się spodobał -
Jubilat dosłownie przykleił się do poduszki
(sama widziałam na zdjęciu :)











Oby mu się cudnie sypiało,
a poduszka i kołderka wiernie i długo służyły :)






środa, 2 lipca 2014

Wiersz na zamówienie :)




 Dwa dni przed końcem roku przedszkolnego ;) jedna z wychowawczyń mojej córki 
poprosiła mnie o napisanie krótkiego tekstu o nich - paniach przedszkolankach. 
Taki tekst, który będzie tylko dla nich, na pamiątkę.
 Nie lubię poważnych, wzruszająco-patetycznych przemówień. 
Podziękowania, czy wspomnienia wolę w lżejszej, żartobliwej formie. 
Czułam jednak, że taki tekst prozą nie pójdzie mi łatwo. 
I tak jakoś samo wyszło, że zaczęło się w mojej głowie rymować...:)

 Bardzo nie chciałam stworzyć sztampowego tekstu - 
po prostu o jakichś miłych paniach przedszkolankach,
 ale konkretnie o tych trzech  - pani Katarzynie, pani Anicie i pani Klaudii. 
Dlatego starałam się przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia, o jakich słyszałam  
że miały miejsce w przedszkolu (od dzieci*, oczywiście, a że lubię z nimi 
zamienić czasem kilka słów, to teraz miałam ułatwione zadanie :), 
a także ubrać w słowa moje własne spostrzeżenia dotyczące pań.
Moja wierszowanka jest bardzo niedopracowana, ale biorąc pod uwagę, 
że miałam na nią dwa dni, to nie jest najgorzej ;)

Bajka o Trzech... została wydrukowana jak książeczka, zszyta tasiemką i oprawiona
w okładkę z grubego ozdobnego papieru. W trzech egzemplarzach, oczywiście :)



 (* jest jeden wyjątek, to znaczy wydarzenie, o którym wiem ja, a nie wiedzą dzieci;
a jest nim to, co pani Klaudia robi daleko od szosy :P)





 Bajka o Trzech...


Jako Trzej Muszkieterowie
broniąc słabszych stają w szranki,
takie - każdy ci to powie - 
są trzy Panie Przedszkolanki.
Jakie? jeśli ktoś zapyta:
Kasia, Klaudia i Anita!


 PANI KASIA

Pani Kasia już od rana
męczy Jasia rozespana -
bo ten nie chce jeść śniadania.
- Jasiu drogi, jedz pierogi -
prosi pani przy obiedzie.
- Wolę śledzie!
Bo kapusta jest za tłusta, -
rzecze młodzik, -
a mnie tłuszcz na cerę szkodzi!
Ale pani Kasia sroga
nie odpuszcza mu pieroga.
- Hej, kolego z klocków LEGO,
zasady w grupie są takie,
że obiad zjadacie ze smakiem!
A Helenka i Igor
tracą nagle wigor
i grzecznie udają,
że obiad zjadają.
Pani Kasia - bo o niej wciąż mowa -
choć na zewnątrz sroga i surowa,
w środku dobre ma serce -
każde dziecko w rozterce
przytuli, wysłucha,
szepnie coś do ucha,
czy palec podmucha
gdy ugryzie mucha.
Ale sprawy stawia jasno:
kto zabawkę własną
z domu przynieść chce,
ten niech wie,
że jak to uczyni,
na złość wychowawczyni,
nie w poniedziałek -
ten... nielada śmiałek!
Zaś przedszkolnych zabawek -
ani nawet skrawek -
nie pozwala brać do domu,
(a dzieci i tak to robią - ale po kryjomu;
a potem przynoszą - tylko za pazuchą,
nie przyznając się nikomu
by nie dostać w ucho).

 



 PANI KLAUDIA



Pani Klaudia młoda,
więc Wojtkowi szkoda,
że mu ktoś sprzed nosa ją
porwie w ciemny kąt
i o rękę tam poprosi,
nim on wąsy będzie nosił,
nim on - mały Wojtek,
kupi parę portek
za pieniądze pierwsze, zdobyte z mozołem.
Nim choć skończy szkołę!
Zresztą on już dawno śledztwo przeprowadza -
dokąd jego pani potajemnie chadza?
Ale Wojtek nie wie,
rozeźlony, w gniewie,
że schowana za krzaczkiem, daleko od szosy,
pani Klaudia po kryjomu... pali papierosy ;)
(żeby dzieci nie widziały,
bo by pewnie tez chciały).
Ale Wojtek nie jest sam,
lubi panią cały kram -
i wszystkie dziewczyny
od Ali do Karoliny,
i chłopcy,
nawet obcy!
Bo pani jak oka strzeże,
co w depozyt bierze:
spinki, gumki, wsuwki,
plastikowe mrówki,
klocek LEGO czarny,
zwiędły liść, choć marny,
świstki, gwizdki,
karabiny
i kawałek liny,
szkiełka i pudełka,
koraliki i kamyki,
nawet sznurek stary
oraz wszystkie inne dary
i oddaje skarby właścicielom,
(co się z innymi nie dzielą).
Wszystko zwraca bez szwanku -
u niej bezpieczniej niż w banku!

 


 PANI ANITA



Pani Anita
uśmiechem wita,
a przy tym tajemnicza jest i skryta,
bo jej uśmiech jest na wagę złota,
jak uśmiech tajemniczego kota
z Alicji w krainie czarów.
Różowych okularów
jej wcale nie potrzeba,
by ujrzeć kawałek nieba
tam gdzie zwykła gleba,
a ocean duży - w maleńkiej kałuży.
Lecz choć z niej optymistka -
wcale nie na pół gwizdka -
nie brak jej trzeźwego umysłu,
a do dzieci - "szóstego zmysłu".
I trzyma na wodzy nerwy,
bez przerwy.
Opanowana,
nawet z samego rana,
nie traci czujności
nawet gdy trochę się złości.
I w porę ostrzega dzieci,
że oto Milena leci:
- "Uwaga na nisko latające Mileny!"
- "Włączcie alarmowe syreny!"
Więc można się czuć bezpiecznie,
trzeba tylko grzecznie
po prostu się zachowywać
i zaufania nie nadużywać,
bo nasza pani Anita,
przedszkolanka znakomita,
nie pozwala chodzić po głowie
(dbając o swoje zdrowie)
i dystansu nie skraca,
bo wie, że to się opłaca.
Taką panią Anitę dzieci uwielbiają
i całą zgrają
z prośbami biegają:
- "Pani Anito, Pani Anito, zepsuło się mi to!"
- "Pani Anitko, Pani Anitko,
zszyje mi Pani to nitką?"
A ona zawsze doradzi,
po główce, gdy trzeba, pogładzi,
a dziecięcych sekretów
przenigdy nie zdradzi
nawet ciekawskim rodzicom.
Pozostaje więc tajemnicą,
co w przedszkolu porabiają,
gdy im z oczu znikają.

 



A te miłe panie trzy
jedna cecha łączy -
to odwaga,
co wymaga
nerwów jak ze stali -
bo choć tacy mali,
to ocean przebyć łatwiej
na dziurawej nawet tratwie,
niż przy tak kochanej dziatwie
przetrwać aż trzy lata -
bez rózgi czy bata!







:)