niedziela, 18 września 2016

Biały stół







Kiedy w ubiegłym roku mój mąż zamknął firmę
 i po 10 latach wspólnej pracy pożegnał się ze wspólnikiem
wszem i wobec ogłaszał, że robi sobie przerwę
i przez kilka miesięcy nie zamierza narysować ani jednej kreski,
nie spotka się z żadnym inwestorem, 
nie wykręci nawet pół numeru telefonu do urzędu,
jeśli na ulicy spotka jakiegoś branżystę,
to uda, że uległ wypadkowi, ma absolutną amnezję 
i nie pamięta nawet, że był kiedyś architektem,
a jeśli będzie musiał przejechać obok Wydziału Architektury, 
to wciśnie gaz do dechy i zamknie oczy...:P 

Co zamierzał więc robić przez te kilka miesięcy?
Plany pan T. miał bardzo konkretne -
zamierzał bowiem robić NIC :)
Słodkie, zrelaksowane, cicho sączące się NIC :)

Ale...
zapomniał, rozmarzone biedaczysko, że przecież ma żonę.
A żona - cudowne zdolności do psucia mu planów :)
Tym razem popsułam kochanemu mężowi plany...
posiadaniem wobec niego planów.
Wielu planów ;)

Jednym z nich był na przykład stół.
Zawsze podobały mi się porządne, masywne drewniane stoły
w naturalnym kolorze.
Dlatego już od jakiegoś czasu chciało mi się...
pomieszkać z białym (przekora, to moje drugie imię).
Ale nie z takim zwykłym, jednolitym białym, tylko jakimś takim...
innym białym :)
Może takim poprzecieranym...
 Właściwie to sama do końca nie wiedziałam, jaki efekt chcę uzyskać.
 Mój mąż tym bardziej :P

W końcu jednak, wspólnymi siłami i wspólnymi pomysłami :)
osiągnęliśmy coś, co nas obydwoje zadowoliło - 
efekt skóry białego mustanga
(no, bo jakie, jak nie końskie, mogło się Konikowi nasunąć porównanie?! ;P )

 




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz